DDRR - najmniej znane spośród Dorosłych Dzieci

Specjalista: Sławek Czarnecki
Rozwód uważa się za jedno z najbardziej stresujących wydarzeń w życiu. No i trudno się dziwić. Para doświadcza wtedy całego wachlarza emocji - złości, żalu, smutku, lęku, gniewu strachu. Poza tym właśnie rozpada się życie które przez lata budowali. A wraz z nim poczucie stabilizacji, pewności, bezpieczeństwa. Plany stają się nieaktualne. To teraz podnieśmy to wszystko do sześcianu - witamy w świecie dzieci, których rodzice się rozwodzą.
Dorośli mają bardziej rozwinięte umiejętności radzenia sobie z tym, co czują. Poza tym mają też mniejszą bądź większy wpływ na to, co się dzieję. Dzieci nie. W tym kontekście chronienie dzieci przed “szczegółami rozstania rodziców” może wręcz jeszcze bardziej zmniejszyć ich poczucie bezpieczeństwa. Poczucie, które właśnie rozleciało się w proch
Rodzina jest pierwszym światem dziecka. Rodzice jakoś się poznali, potem mieli dzieci, ale wcześniej jakieś życie mieli. Jakkolwiek dramatycznie nie przeżyliby rozstania, to jednak w ich pamięci są zapisane (niekoniecznie dostępne, ale są) wspomnienia i przede wszystkim doświadczenie, możliwości przeżycia bez partnera i bez świadomie stworzonej rodziny. Dzieci są w zupełnie innej sytuacji. Ona nie mają doświadczenia życia poza rodziną, w której się urodziły i wychowały.
Więcej - rodzice są dorośli. Mogą zadbać o swoje podstawowe potrzeby - choćby pójść do pracy. Dzieci nie. Dla nich rozpad rodziny oznacza rozpad jedynego świata, jaki znają i świata, który zaspokaja ich potrzeby. Nawet jeśli są już starsze i funkcjonują w środowisku rówieśniczym, to ich życiowe potrzeby wciąż zaspokaja rodzina.
I nawet jeśli ta rodzina nie funkcjonuje tak, jak powinna, to wiedzą o tym rodzice (lub jedno z rodziców). Dla dziecka to stan naturalny - tak było od zawsze. I nawet dysfunkcyjna rodzina wciąż zapewnia jakieś potrzeby - chociażby miejsce do spania i pożywienie. Jej rozpad, w przeżywaniu, jest pewnego rodzaju “apokalipsą” - końcem znanego im świata. To przez ten pryzmat powinniśmy popatrzeć na rozwód, żeby ujrzeć go oczami dziecka. Trzymając się “porównania” do apokalipsy można pociągnąć je dalej do realiów znanych z filmów postapokaliptycznych. Ono naprawdę dobrze oddaje tą sytuację. Jasne - wiele z dawnego świata jest zachowane. Ten sam pokój, ta sama szkoła. Ok. W filach np. o zagładzie zombie zwykle też coś z dawnego świata wciąż funkcjonuje.
Popatrzmy zwłaszcza na pierwsze odcinki takich seriali albo początki filmów. Kiedy jeszcze niemal nic nie jest odbudowane. Bohater lub grupa bohaterów przemierzają świat, którego już nie ma. Z jednej strony poznają dawne miejsca, z drugiej nigdzie nie mogą czuć się bezpiecznie. Często się to przeplata.
Jest taki typowy motyw w filmach o zagładzie. Bohater znajduje swój dom rodzinny, zakład pracy lub inne bliskie miejsce. Wchodzi, pojawiają się wspomnienia i wzruszenie. A w następnej scenie z szafy wychodzi wampir, zombie czy jakiś inny potwór. Chwilę nostalgii można było przypłacić życiem. Bo wiązała się z nieuwagą i niedostrzeżeniem zagrożenia. Czy w tym kontekście “jakieś dziwne” zachowania dzieci nawet wobec tego, co wcześniej sprawiało im radość staje się jaśniejsze?
W kontekście rozstań i rozwodów nieraz zauważa się, że dzieci w pewien sposób manipulują rodzicami lub próbują “grać” między nimi. Jak najbardziej. Świat tych dzieci się “rozleciał”, żyją w postapokaliptycznej rzeczywistości. Straciły swoje poczucie bezpieczeństwa i wszystko może stanowić zagrożenie. Muszą odbudować je sobie samemu - stają przed zadaniem, z którym nie radzi sobie wielu dorosłych. Co mają robić?
Kiedy ostatnio widziałem piramidę potrzeb Maslowa, to poczucie bezpieczeństwa było bardziej fundamentalne niż wartości czy kwestie etyczne. Ale ok - nie kłócę się - być może coś się zmieniło.
I to właśnie przez pryzmat tego permanentnego zagrożenia należy patrzeć na skutki jakie syndrom DDRR wywołuje w dorosłym życiu. Czasem mówi się, że doświadczenie najbardziej okropnej zdrady zbliża się do połowy, czasem nawet ⅔… procenta bólu i poczucia beznadziei jakie powoduje przeżycie rozstania rodziców. Dla dziecka był to modelowy związek, który pokazywał jak relacje romantyczne powinny wyglądać. A one “zafundowały”: lęk i ból, o których już sobie mówiliśmy. Nieraz myślenie magiczne w stylu: gdybym był grzeczniejszy i sprawiała mniej kłopotów rodzice by się nie rozstali, co generuje wyrzuty sumienia, o których jeszcze wspomnimy. Do tego stawianie sobie nierealnych dla dziecka zadań jak chęć “ocalenia” rodziny co dewastuje poczucie sprawczości i własnej wartości. A ponadto konfliktem lojalności wobec dwójki rodziców, których oboje w jakiś sposób wciąż kochają. I chęcią nie dokładania rodzicom zmartwień przez np. chowanie swoich kłopotów. Czyli tłumieniem zarówno pozytywnych, jak i trudnych emocji
Zdarza się, że stan, który jest nazywany kontrolą, nieraz nadmierną kontrolą przeżywanych emocji, może być nieumiejętności ich okazania. Były tłumione tak długo i w tak ważnym okresie, że w pewien sposób dziecko nie nauczyło się jak je wyrażać. W dodatku zwykle bało się je wyrazić. W efekcie często musi uczyć się tego jako dorosła osoba
Takie opanowanie, jak najbardziej, może mieć swoje plusy. Nieraz sprawia, że wokół osób z syndromem DDRR “jest” wielu ludzi - spokój, nawet pozorny, przyciąga. W dodatku ci ludzie zazwyczaj są pozytywnie nastawieni. A to może skutkować dodatkowym poczuciem winy. “Wokół mnie jest tyle życzliwych osób, a ja wciąż się dystansuję. Co jest ze mną nie tak?” Co wskrzesza dawne emocje
To “nie tak” to zdewastowana umiejętność zaufania innym. Skoro modelowy związek, ten który znaliśmy od chwili narodzin, i który miał gwarantować poczucie bezpieczeństwa, mógł się rozpaść i zadać ból, to jak można zaufać, że inna relacja się nie rozpadnie.
Lepiej w nią nie wchodzić. A już szczególnie w jakieś intymne relacje. Im większa bliskość, im większe zaufanie, tym większy będzie ból, gdy “wszystko się skończy”. Ból “ginącego świata”. Na to pozwolić sobie nie można. Dlatego jeśli nie unikanie bliskości to albo zupełne podporządkowanie się partnerce/partnerowi, żeby nas nie odrzucił/odrzuciła. Albo wybranie takiej osoby i/lub takie jej przywiązanie, żeby to ona nie bardzo mogła nas odrzucić.
Podobnie niemal diametralnie różne podejścia mogą dać o sobie znać nie tylko w związkach, ale ogólnie w relacjach z ludźmi. O tym, że brak w nich zaufania już sobie mówiliśmy. Ale może w nich pojawić się też inna reakcja - agresja. Co można wiązać z kolejną trudnością z jaką mierzą się DDRR. Albo unikam ludzi albo od razu atakuje. Obronić się i spokojnie rozwiązać konfliktu pewnie nie dam rady. A i osobą wartościową przecież nie jestem, to pewnie ktoś mnie odrzuci. Tak - za tym wszystkim stoi zaniżona samoocena. Skutek życia w strachu i nie “dania rady” by ocalić rodzinę. Lub wręcz poczucia odpowiedzialności za jej rozpad. “Nie dałem rady uratować swojego świata. Jestem odpowiedzilna za rozpad mojego świata”. Bywa, że skutkuje to poczuciem “sparaliżowania” - żeby znów nie doprowadzić do “apokalipsy”. Jeśli życia ma gdzieś “się dziać” to już lepiej w wyobrażeniach. Tam można skompensować poczucie własnej wartości. Słowami Adama miałczyńskiego z Dnia Świra: Ileż to razy w myślach osiągałem wszystko... I dla DDRR, tak jak w dzieciństwie można było “wymarzyć” ocalenie rodziny, tak lepiej “wymarzać” własną przyszłość…
Czy można przeżyć ją inaczej, niż tylko w marzeniach? Można. Warto zacząć od przyjrzenia się przyczynom, zrozumienia i dostrzeżenia jak to co było wpływa na to, co jest. Samodzielnie może być to trudne. Jeśli w tekście odnaleźliście siebie, to pamiętajcie, że nie musicie być sami z tym, co przeżywacie. Specjaliści przystani z chęcią pomogą Wam zrozumieć przeszłość taką, jaką była i stworzyć przyszłość taką, jakie checie