Demony uczłowieczone czyli zaburzenia wiązki B
Specjalista: Sławek Czarnecki
Za nami nie tylko Święta Bożego Narodzenia, ale też Jul, przedchrześcijańskie święto. Często utożsamianie z sabatem czarownic i czarowników. W przeciwieństwie do chociażby sabatów Beltane czy Lammas podczas Jula zgromadzeni nie mieli oddawać się wówczas bezeceństwom i wszetecznictwu. Ale to tylko dlatego, że Jul przypada w zimie. Bo oczywiście serca i dusze czarownic i czarowników bezecne są i wszeteczne przez rok cały
Cóż więc w Jul, sabat zimowy, miały robić czarownice i czarownicy o bezecnych i wszetecznych sercach i duszach? Oczywiście przyzywać demony. Rzecz jasna po to, aby od ich piekielnego żaru przepędzić zimowe zimno na tyle, by móc oddawać się bezeceństwom i wszeteczeństwu
Tylko wiecie - to nie jest takie jednoznaczne. Przez dwadzieścia lat zainteresowania i praktykowania magii z demonem zetknąłem się dwa razy. I jasne. Pewnie każdy z nas, nie zawsze o tym wiedząc, ale jednak spotkał się z Poltergeistem, Domowikiem lub może czyimś, zwykle przyjaznym, Duchem. Jak ktoś ma pecha to może trafił na Licho czy Biedę. Jak szczęście to może na Sukkuba lub Wiłę albo Inkuba ;) To różne formy magicznych bytów, ale… to nie są demony. Mimo, że umownie właśnie tak się je nazywa
W psychologii i terapii jest dość podobnie. Jest nawet nie jedno, a cała wiązka zaburzeń utożsamiana ze “złem wcielonym”. Wiązki to grupa zaburzeń, które w jakiś sposób są ze sobą powiązane. Jedna z takich wiązek zyskała sobie wyjątkowo złą sławę. Zwykle przez kompletne niezrozumienie genezy i charakteru takich zaburzeń
A o jakich zaburzeniach dokładnie mówię? Żadnych. Bo nie zamierzam pisać o zaburzeniach, ale ludziach. Nawiązując do ich historii. Zanonimizowanych, zwykle fragmentarycznych. Ale prawdziwych opowieściach ludzi mierzących się z problemami związanymi z zaburzeniami z wiązki B. Czyli borderline, narcystycznymi, histrionicznymi i antyspołecznymi
Zacznę od odrobiny cynizmu, ale odnoszę wrażenie, że to pewnego rodzaju “psycho-moda”. Wiążąca się z jak najbardziej dobrym wzrostem świadomości na temat ludzkiej psychiki, jej zaburzeń i ogólnie psychologii. Jakieś 10 lat temu na topie były zaburzenia borderline. Co złego, to wiadomo - border. Bywało, że nawet dzieci w szkołach wyzywały się: Ty borderze
Trochę się dokształciliśmy i “w tym sezonie” modny jest narcyzm. Wiadomo, że jakiegoś “społecznego wroga” mieć trzeba. Stawiam, że następne będą histrioniczki. Dziewczyny (choć nie tylko) - trzymajcie się! Dekada szybko minie. Jak to mawiają prokuratorzy: Rok nie wyrok, dwa lata jak dla brata, a trzy lata po korytarzu się przelata. A dziesięć w poduszkę przepłacze. Wam zresztą nie pierwszyzna, Poczujecie się znowu młode. …dziecięco młode dodajmy, żeby zakończyć śmieszkowanie i przejść do nieco smutniejszych tematów
Wyobrażacie sobie, że ktoś boi się udanego związku? Albo posiadania szczęśliwej rodziny? I w jakiś sposób wciąż nie może go stworzyć. A jednocześnie aż nadmiarowo lgnie do ludzi. Czuje przerażenie na myśl o samotności i odrzuceniu. A będąc blisko czuje się że znika. Lub tak bardzo boi się, że “dobra normalność” zaraz wszystko się skończy, że samemu ją niszczy? Potem bojąc się, że już nigdy czegoś podobnego nie zbuduje. To codzienność osób zmagających się z borderline.
I tak. Dziesiątki telefonów i wiadomości, “sceny” i awantury, naprzemienne “przyklejanie się” i “uciekanie” mogą wykańczyć. Tylko trochę trudno mieć zaufanie do ludzi jeśli doświadczyło się wyjścia rodzica, po którym ten już nie wrócił. Albo powrotu do domu, w którym któregoś z rodziców, a czasem i obojga, już nie ma. Lub opuszczenia szpitala kilka tygodni po wypisie, bo wcześniej nie było żadnego kontaktu z rodziną
Czy tylko realne porzucenie niszczy w dzieciach zaufanie? No nie. Jest pewien paradoks, że dorośli oczekują, że dzieci będą im wierzyć, a kiedy te dzieci to robią są ogromnie zdziwieni. Bo dla dziecka zdanie: “Jak będziesz się tak zachowywać, to oddam cię do sierocińca” zawiera realną groźbę. Tak samo jak dla kilkulatków zamknięte “za karę” drzwi są prawdziwym opuszczeniem w obcym świecie
Dzieci też doskonale wiedzą, kiedy są niechciane i nieważne. I nie trzeba uderzyć ich w twarz, gdy coś mówią, choć i to się zdarza. Czasem wystarczy kompletnie nie przejmować się tym co mówią i tym co je spotyka. Lub ignorować ich płacz
Pewnie każde z nas słyszało, że małych dzieci ich rodzice nie powinni odpychać, odsyłać do pokoju i zostawiać samych, żeby się wypłakały. Dla małego dziecka odrzucenie przez rodzica jest formą “małej, dziecięcej śmierci”. Oczywiście dziecko to przeżywa, wycieńczone płaczem po prostu zasypia i na drugi dzień wstaje. Oczywiście za każdym razem umiera coś w nim. Czasem umierając zabiera ze sobą ból
Wstępu o narcyzach robić nie muszę. Wiadomo - manipulatorzy, toksycy, oprawcy i tak dalej i tak dalej. Aż do porzygu. No to wróćmy do tego “wypłakiwania się”. Pamiętam historię usłyszaną od klinicznego narcyza. Wspominał że jako dziecko czekał na moment gdy rodzice w końcu każą mu iść do pokoju i go tam zamkną. Mówił, że pamięta ulgę gdy wreszcie zostawał sam i to czego doznawał się kończyło. Tylko płacz, który do tego prowadził za każdym razem przychodził coraz później. Zastanówmy się… Co musi spotkać dziecko, żeby widziało ukojenie właśnie w tej “małej, dziecięcej śmierci”?
Ano różnie - zależnie od dziecka i jego historii. Czasem stałe upokarzanie i poniżanie. Czasem omawianie zawstydzających sytuacji i porażek upokarzających sytuacji w atmosferze śmiechu i żartów. Czasem wyśmiewanie, że jest słabe gdy “dał się skrzywdzić”. Czasem wspólne szyderstwa własnego ojca i ojca starszego kolegi z sąsiedztwa, że nie jest facetem, ale kapusiem, bo poszedł po pomoc po pobiciu przez owego kolegę
Puśćmy wodze wyobraźni. Wszak żadne z nas nie ma zaburzeń z wiązki B. Wszyscy jesteśmy tacy wrażliwi, tacy empatyczni, tak bardzo nieoceniający, widzący w każdym człowieku jego historię. Prawda?
Być może komuś zrodzi się pytanie czy sugeruje, że tak nie jest? Pozostaje mi odpowiedzieć pytaniem na pytanie: A gdzie tu jest sugestia? Owszem, starałem się w tym akapicie zawrzeć coś na “s”. Ale miał to być “sarkazm”.
Czasem lubię powiedzieć coś złośliwego. Jestem w tym “literowo” podobny do pewnej ongiś bliskiej mi osoby. Powiedziała, że czasem lubi zrobić coś złego. Była histrioniczką. Fakt - jedną z bardziej destrukcyjnych osób jakie znałem. Nie mam z nią kontaktu, ale czasem zastanawiam się jak potoczyły się jej losy. Czy nauczyła się wreszcie jeść śniadania? Kilkanaście lat po tym jak uwolniła się od przemocy związanej z jedzeniem wciąż nie umiała. Biorąc pod uwagę jaką formę i nasilenie przybierała ta przemoc, nie dziwiło mnie to
Takie “dziwactwa” nieraz się zdarzają. Na przykład odruch wkładania ręki pod poduszkę. Czasem to “pamiątka z dzieciństwa” wiążąca się z trzymanymi pod tymiż poduszkami noży. Co nieraz jest bardzo rozsądne. Zwłaszcza gdy od członków własnej rodziny doświadcza się przemocy fizycznej czy seksualnej. Zdarza się też ekonomiczna i powiązane z nią szykany i poniżenia ze strony rówieśników. Albo - po prostu szykany i poniżenia ze strony rówieśników. Czasem kompletnie nieistotne i ignorowane przez bliskich
Skoro nie wystarczy “krzyczeć”, żeby ktokolwiek usłyszał, to czy kogoś jeszcze dziwi teatralizacja? Mnie seksualizacja przestała dziwić gdy spytałem pewnej histrioniczki jakdała radę z poniżaniem i odrzuceniem przez rówieśników związanymi z przemocą ekonomiczną. Z typowym dla wiązki B cynizmem wobec samej siebie odpowiedziała: Byłam ładna. Jedno, krótkie zdanie. Wątpię, żeby ktoś spoza wiążki B zdołał oddać tak wiele cierpienia, w tak niewielu słowach
Ostatnie z zaburzeń wiązki B, antyspołeczne, które zgodnie z tradycją, wolę nazywać psychopatycznym kojarzy mi się z grą. I na Boga i Bogów nie! Nie będzie o tym, że psychopaci grają ludźmi. Włączcie YouTuba, wpiszcie psychopatia, odpalcie pierwszy z brzegu film i pijcie kieliszek za każdym razem, gdy padnie takie zdanie. Ot taka gra - akurat na zbliżającego Sylwestra. Zacznijcie o 23.30, to twardo prześpicie wybuchające petardy. Na drugi dzień pewnie będzie koszamarny kac, ale trudno - coś za coś.
Będzie o konkretnym psychopacie. Taki prawilnym, z kliniczną diagnozą z czerwoną pieczątką. Nauczył mnie grać w szachy. Przez dekady myślałem, że umiem. Nie umiałem. Wiedziałem jak poruszają się figury. To spora różnica. Którą rzeczony psychopata zauważył w pierwszej rozgrywce. I choć graliśmy na papierosy i mógł zgrać mnie do ostatniej paczki to gra po grze tłumaczył jaką strategię (szachową!) i dlaczego stosuje. I jakiej powinienem użyć ja, żeby jej zapobiec. Papierosy wkładaliśmy do puli po jednym. I po każdej grze wypalaliśmy je wspólnie. Obojętnie kto wygrał. A już bez narcystycznego przechwalania się, to: mimo tego, że niemal za każdnym razem wygrywał on.
Miał prawie 50-siąt lat. Wspominał o “wyczynach” z młodości. Nie z “psychopatyczną dumą”. Ograniczał się raczej do ogólnych faktów. Podkreślał, jak wiele zmieniło się, w ostatnich latach. Że powoli dał radę zerwać z uzależnieniem od narkotyków, alkoholu i hazardu. Że stara się kontynuować terapię już nie tylko zwiazaną z nałogami. Postanowił pójść na jakieś kursy zawodowe. Chce założyć rodzinę. Zacząć żyć, jak to sam powiedział, “jak człowiek”. Co potwierdza część teorii mówiących o psychopatii jako zaburzeniu związanym z temperamentem i neurobiologią. Takie, które z czasem się “wycisza”. Choć jest związane z aktywizacją przez doświadczenia. Jakie były jego? Nie wiem
Jednak opowieść innego psychopaty mocna potwierdza te teorie, które kładą nacisk na kwestie “środowiskowe”. Wspomnienia o czułej matce, której wszystko mógł powiedzieć. I która potem, często przy nim, opowiadała o tym sadystycznym ojcu. Dalej niemal wszystko jej mówił, mimo że konsekwencją było nieraz głodzenie i zamykanie w piwnicy. Przez jakiś czas w towarzystwie psa, któremu kopniak ojca kiedyś uszkodził kręgosłup. Mówił też o biciu. Biciu na tyle dotkliwym i przerażającym, że kiedy ojciec kazał mu zakopać kalekiego zwierzaka, nie musiał nawet “wzmacniać” polecenia ciosem. Wystarczyło, że powiedział, Bo jak nie, to… Wspominał, że do dziś nie wie czy uderzenie kamieniem na pewno zabiło psiaka przed zakopaniem...
Borderline, narcyzm, histrionizm i psychopatia. Pracuję w nurcie, który niezbyt to robi i sam też nie uznaję diagnoz. Dlatego nie mogę powiedzieć, że to moje ulubione zaburzenia. Ale śmiało mogę powiedzieć, że bardziej niż lubię osoby, które mają objawy ze spektrów zjawisk nazywanych zaburzeniami wiązki B. Czy najbardziej? Jeśli obok schizotypowości, to tak ;)
Jak pewnie wiecie terapeutów zwykle przetyra przez różne drogi życiowe, zanim wreszcie skończą jako terapeuci. Pamiętam prywatną rozmowę, w którym jeden z takich przetyranych powiedział:
Tak z własnego doświadczenia, to każdemu komu dobrze życzę, życzę przyjaciół borderów, partnera narcyza lub parnerki histrioniczki i wspólników psychopatów
I gdy opisał swoje doświadczenia, to - językiem informatyków - u niego działało. Co sam o tym sądzę? Jak kiedyś będziemy rozmawiać prywatnie, to odpowiem ;) Mam za to, już na koniec, zdanie innego terapeuty.
Osoby z zaburzeniami wiązki B są jak irbisy, pantery śnieżne. Intrygujące, niezwykłe i przyciągające. Ale wystarczy jeden fałszywy ruch, a rozszarpią cię na strzępy. Jednak jeśli nauczysz się z nimi postępować i budować relacje, to nigdy nie będziesz się czuć tak pewnie, jak idąc przez życie w towarzystwie śnieżnych panter
Liczę, że kiedyś się nauczę :) Czego i Wam, w zbliżającym się Nowym Roku, życzę